NIEWIEDZA BYWA BŁOGOSŁAWIEŃSTWEM
Spojrzałam na
nieruchome ciało przyjaciółki. Podbiegłam do niej i upadłam na kolana. Drżącymi
dłońmi sprawdziłam puls. Próbowałam się uspokoić, aby wyczuć, choć małą oznakę życia. Jednak nic nie wyczułam, najmniejszego cienia szans, że w Amii jest
nadal ze mną. Spostrzegłam, że na piersi ma ranę, więc szybko przycisnęłam
mocno dłonie. Gdzieś w podświadomości, dobrze wiedziałam, że jest za późno, ale
jakaś część mnie nie chciała pogodzić się z tą stratą. Usłyszałam jakiś szept,
ale dopiero po chwili zrozumiałam, że ta ja wymawiam imię przyjaciółki.
-Amii…Amii.. – Szeptałam
jak modlitwę.
Głaskałam ja po włosach, jak
matka niemowlę. Kto ci to zrobił?
Pomyślałam. Wzięłam ją w ramiona i zaczęłam kołysać. Byłam tak zła i
zrozpaczona, że nie mogłam dłużej panować nad mocą. Pozwoliłam, aby swobodnie
ze mnie wypłynęła. Jak tylko to uczyniłam w całej kuchni zrobił się chaos. Nie
przejmowałam się tym. W tej chwili nic nie miało dla mnie znaczenia. Powinnam
zadzwonić na policję, pogotowie. Jednak moje ciało jakby odłączyło się od głowy i
nie chciało puścić jej z ramion.
Gdy uniosłam głowę, w kuchni
nadal panował bałagan. Garnki, szklanki, sztućce i inne drobiazgi unosiły się
po całym pomieszczeniu. Na podłodze dostrzegłam drobinki szkła, i szczątki
połamanego krzesła, które również się unosiły delikatnie nad ziemią. Później się tym zajmę, albo wcale. Pomyślałam.
Spojrzałam na twarz przyjaciółki, mojej jedynej rodziny. Wyglądała jakby
smacznie spała. Zgarnęłam z policzka zbłąkany lok, i zaszlochałam.
-Proszę nie zostawiaj mnie. Proszę…- szlochałam
Minęła chyba wieczność zanim
spostrzegłam, że łzy przestały płynąć. Jakby na dziś skończył się mój limit na
ich wylewanie. Spojrzałam na zegarek, jest grubo po północy, powinnam wezwać
pomoc. Siłą umysłu przysunęłam sobie telefon. Nie leżał za daleko, ale nie
chciałam wypuszczać Amandy z rąk. Miałam już wystukane dwie pierwsze cyfry, gdy
nagle bez żadnego ostrzeżenia Shadow zerwał się z podłogi i stanął naprzeciw
wejścia do kuchni. Odgradzając mnie tym samym od intruza. Po krótkiej chwili
też coś usłyszałam. Miałam wielką nadzieję, że się po prostu przesłyszałam, ale
agresywna postawa wilka i hałas dobiegający z korytarza rozwiał wszelkie
nadzieje. Zacisnęłam w dłoni telefon tak mocno, że coś w nim chrupnęło. Spojrzałam
na wyświetlacz, który dwa razy mrugnął i zgasł. Świetnie, teraz to już na pewno nie zadzwonię.
Wyrzuciłam zbędny
przedmiot. I tak przecież nim nikogo nie zabije. Usłyszałam jak ktoś wpadł na
szafkę i siarczyście przeklną. Nie miałam wątpliwości, że jest tam więcej niż
jedna osoba. Nieproszeni goście byli coraz bliżej kuchni. Musiałam szybko coś
wymyśleć. Może to sąsiedzi? A ja niepotrzebnie panikuję. Byli już
wystarczająco blisko abym słyszała ich rozmowę. Opuściłam głowę i utkwiłam wzrok w twarz
przyjaciółki. Na wszelki wypadek udam, że ich nie słyszałam. Pierwszy głos,
jaki usłyszałam należał do dziewczyny. Zmarszczyłam brwi, bo wydawał się bardzo
znajomy. W głowie miałam taki mętlik, że nie miałam bladego pojęcia, kim ona
jest.
-Psia krew. Powiedzcie chłopaki, że ona żyje.
- Iw, słowo „krew” jest tu nie na miejscu. A
dziewczyna żyje, słyszę jak jej serce dziko bije.
- Musimy ją stąd zabrać Cam, oni mogą wrócić.
- On ma rację. Ci idioci się pomylili, ale to
nie znaczy, że tu nie wrócą i nie dokończą sprawy.
- Nie dramatyzujcie dobra.
Nic nie rozumiałam z ich dziwnej konwersacji.
Usłyszałam głośne westchnienie i byłam już pewna, że cała czwórka, bo tyle
głosów naliczyłam, była w kuchni. Mogłam sobie tylko wyobrazić jak wyglądałam w
ich oczach. Dziewczyna siedząca na podłodze z nieruchomym ciałem na kolanach, w
kałuży krwi, do tego warczący wilk. Niezły pakiet. Zżerała mnie ciekawość. Ostatkami
sił powstrzymywałam się oby nie podnieś głowy i na nich nie spojrzeć.
- Na boginię.- Odezwała się dziewczyna
- Dobra ruszajmy się. Niech nie siedzi ani
chwili dłużej z trupem na kolanach i w kałuży krwi.- Powiedział z
niecierpliwieniem w głosie jeden z chłopaków.
- Szczęście, że jestem najedzony… No, co?
- Jesteś idiotą Alex.
- A mogłem iść z Jackiem. Ja biorę dziewczynę wy trupa.
Trupa? Wzdrygnęłam się na ten
dźwięk. Jak on może tak mówić? Nawet jej nie znał. Z ledwością panowałam nad tym,
aby się na niego nie rzucić. Nic nie rozumiałam z ich rozmowy. W ogóle, nie
rozumiem, co oni tutaj robią, i czego chcą. Kim oni są? Mogłabym ich po prostu
o to zapytać, ale czy mogę im ufać. Shadow nadal był nie spokojny. Gdy kątem
oka dostrzegłam ruch, postanowiłam działać.
-Shadow.- Wyszeptałam
Nie musiałam mówić nic więcej. Zareagował
błyskawicznie. Stanął bliżej mnie i zaczął głośniej warczeć i kłapać na nich
paszczą. To było pierwsze ostrzeżenie, jakie im oferowałam. Aby sobie poszli.
Usłyszałam jak jeden z chłopaków, próbował uspokoić wilka. Uśmiechnęłam się pod
nosem, bo dobrze wiedziałam, że traci tylko czas.
- No już uspokój się. - Powiedział łagodnym głosem.
Byłam tak skupiona na chłopaku, który przemawiał łagodnym głosem do wilka, że nie zauważyłam dziewczyny kucającej naprzeciw mnie.
- Jasna cholera.. – Powiedziałam
wstrząśnięta.
Nagle mnie olśniło. Przecież to
ta ruda z kawiarni. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie szeroko, pokazując idealne
białe zęby. Wyciągnęła do mnie dłoń. Nie przyjęłam jej. Nie myślałam za dużo,
po prostu działam szybko. Pchnęłam rudą swoją mocą. Krzyknęła i wpadła na
kuchenkę. Reszta towarzyszy nie miała szans jej pomóc, ponieważ byli unieruchomieni
przez unoszące się noże, które zdarzyłam unieść i skierować w ich stronę.
Ostrożnie położyłam Amii na podłodze i ucałowałam ją w czoło.
-Kocham cię.- Szepnęłam
Gdy się wyprostowałam, zakręciło mi się w
głowię. Przywarłam plecami do lodówki, aby odrobinę zamaskować moje osłabienie.
Spojrzałam na dziewczynę. Doszła do siebie. Siedziała na podłodze, wpatrzona we
mnie zaskoczona. Odwróciłam się do pozostałych. Chciałam przyjrzeć się
dokładnie każdemu z osobna, ale całą uwagę przykuła tylko jedna osoba. Tych
niebieskich oczu nie zapomniałabym, nawet gdyby chciała. To był ten sam
chłopak, na którego wpadłam w windzie.
Stała najbliżej mnie z rękami
uniesionymi w górze. Zauważyłam, że granatowa koszulko podniosła się lekko.
Ukazując skrawek brzucha, który nawiasem był idealnie zbudowany. Nie mogłam się
powstrzymać i zjechałam wzrokiem niżej. Jeansy leżały nisko na biodrach, ukazując pasek włosków biegnących w dół. Co ja wyprawiam? Wzięłam
się w garść i spiorunowałam go wzrokiem.
- Ty…- Warknęłam na
niego.
Chłopak tylko wyszczerzył do mnie
zęby. Jeszcze bardziej mnie tym zdenerwował, dlatego odrobinę przybliżyłam do
jego ciała ostrza. Na co jego ciało znów się spięło, a głupkowaty uśmieszek
znikł z jego ślicznej buźki.
- Spokojnie księżniczko, jesteśmy pokojowo
nastawieni. Możesz odsunąć te… szpikulce. Proszę.- Powiedział
łagodnym głosem.
Drgnęłam na dźwięk jego głosu.
Włoski na karku stanęły mi dęba bod wpływem tego aksamitnego dźwięku. Choć nie
powinnam, z jakiegoś powodu chciałam spełnić jego prośbę. Poruszyłam
przedmiotami, aby je opuścić. Jednak w ostatniej chwili się powstrzymałam.
Zmarszczyłam brwi, jakimś dziwnym sposobem miał na mnie wpływ.
- Nie używaj na mnie swych sztuczek. – Ostrzegłam go, i przybliżyłam jeszcze odrobinę ostrza.
Jeśli to możliwe zbladł jeszcze
bardziej. Uśmiechałam się z satysfakcją. Z jego ślicznej buźki znikł arogancki
uśmieszek a zastąpił strach. Właśnie tak. Niech wiedzą, że zadarli nie z tą
osobą, co powinni.
- Macie trzydzieści sekund, aby odpowiedzieć na
moje pytania. Jeśli nie, zrobię z was sitko.- Warknęłam.
Popatrzyłam w oczy każdemu z
osobna, żeby było jasne, że nie blefuje. Musiałam szybko dostać odpowiedzi.
Czułam jak moja moc słabnie a razem z nią ciało. W żadnym wypadku nie mogłam
sobie na to pozwolić. Zanim jednak zaczęłam ich wypytywać zwróciłam się do
rudej.
- Jeśli już doszłaś do siebie, stań tam. Ale
ostrzegam, jeden głupi ruch a poleje się krew twoich przyjaciół. – Powiedziałam stanowczym głosem.
Ruchem głowy wskazałam jej
miejsce obok blondyna. Gdy była już na miejscu, przeniosłam wzrok na chłopaka.
- Kim jesteście i co tu robicie?! Słucham. – Zapytałam stanowczym głosem.
- Opowiemy ci wszystko w szczegółach, ale
najpierw musimy posprzątać ten..- Chłopak z
windy spojrzał na ciało.– Bajzel.
Skrzywiłam się z niesmakiem.
Bajzel? On to nazywa bajzlem? Chyba żartuje. Ale po jego minie stwierdziłam, że
jednak nie. Och jest na doskonałej drodze, aby mnie naprawdę wyprowadzić z
równowagi.
- Bajzel? Zamordowanie moje przyjaciółki
nazywasz bajzlem?! A po drugie to jest zła odpowiedź na moje pytanie.
Jeden z odłamków szkła
skierowałam w stronę rudej i wbiłam je w ramie. Nie żeby zrobić jej dziurę na
wylot. Ale tak, aby ją zabolało. Syknęła głośno z bólu, na co uśmiechnęłam się
z satysfakcją. Próbowali ruszyć się w jej stronę. Jednak bezskutecznie, bo
odłamki wokół nich im to nie umożliwiły.
-NIE!- Cała trójka
krzyknęła jak jeden mąż.
-Ostrzegałam was.
Jeszcze jedna zła odpowiedź, a zrobię jej krzywdę- Przeniosłam
wzrok na bruneta.
- Dobrze, już dobrze. Nazywam się Cam. To moi
przyjaciele. I jesteśmy tu, aby cię chronić. – Powiedział
jednym tchem.
-I nie
zabiliśmy twojej przyjaciółki.- Spojrzałam na
chłopaka bliżej wejścia.
-Więc, kto ją
zabił? I przed czym chcecie mnie chronić?- To mnie
trapiło najbardziej.
Nagle przeszedł mnie dreszcz. Był
tak silny, że aż zaczęłam szczękać zębami, a ręce drżały tak jakbym wypiła za
dużo kofeiny. Dostrzegłam jak niektóre odłamki szkła lądują na posadce i
rozpadają się na jeszcze mniejsze kawałeczki. Z przerażeniem patrzyłam na to,
co się dzieje. Długo tak nie wytrzymam. Zagryzłam wargę tak mocno, że aż
poczułam metaliczny posmak krwi w ustach. Resztkami sił próbowałam utrzymać się
na nogach. Widziałam jak Cam otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale głos, który
się odezwał nie należał do niego.
- Kazałem wam zabrać dziewczynę. A wy, co?
Cackacie się z nią jak z dzieckiem. – Głośno
westchnął i spojrzał na mnie.
Odwóciłam głowę i spojrzenia moje i chłopaka spotkały się. A już myślałam, że nic nie może mnie dzisiaj zszokować. W
kuchni stał chłopak, którego spotkałam w parku. Na jego twarzy dostrzegłam
szok, gdy rozglądał się po pomieszczeniu. Swoją drogą wcale mu się nie dziwię. Sama jestem tym wstrząśnięta. Tym
bardziej, że jestem w samym środku tego cyklonu.
-To jakieś szaleństwo.- Wyszeptałam.
Chciałam się cofnąć, być jak
najdalej od nich wszystkich. Ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Z każdą
sekundą traciłam zmysły. Zaczęłam szybko mrugać oczami, aby przewrócić ostrość
widzenia i pozbyć się tych przeklętych mroczków. Poczułam jak moje ciało robi
się ciężkie. Z przerażeniem pomyślałam, że już dłużej nie utrzyma się na nogach.
Ręce opadły mi wzdłuż tułowia. Usłyszałam jak kawałki szkła upadają na podłogę.
Straciłam panowanie nad ciałem, które leciało w dół na spotkanie z twardą
podłogą. Próbowałam nie myśleć o bólu, który zaraz nastąpi. Dziwne. Sądziłam,
że to nie jest przyjemne uczucie. Pod sobą czułam nie twarde kafelki, lecz
czyjeś ręce. Uchyliłam odrobinę powieki i zobaczyłam nad sobą twarz chłopaka z
parku. Musiał mnie złapać jak upadałam. Zanim jednak pochłonęła mnie ciemność usłyszałam
jego jedwabisty głos, szepczący.
-Aniele…
****
Gdy się przebudziłam, pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to to, co się
stało i gdzie się znalazłam. Chciałam otworzyć oczy, ale powieki miałam ciężkie jak
ołów. Poruszyłam dłonią, aby sprawdzić, na czym leże. Ślisgi materiał. Moja
kanapa z salonu. Czyli jestem u siebie w mieszkaniu. Jeden plus. Jednak nie
mogłam sobie przypomnieć, dlaczego leże ma kanapie. Chciałam wstać, ale gdy
usłyszałam obce głosy, całe moje ciało zastygło. Wsłuchałam się w nie, aby je
rozpoznać. Minęła chwila zanim zorientowałam się, do kogo należą. Do mojej
głowy wdarły się skrawki wspomnień. Obrazy były niewyraźne. Jednak to mi
wystarczyło, aby wiedzieć, co się wydarzyło. Chłopak z parku.. włamanie do
mieszkania.. mnóstwo krwi w kuchni.. martwe ciało… obcy ludzie w mieszkaniu..
moja moc, wymykająca się z poza mojej kontroli. Już teraz wiedziałam, dlaczego
leże na kanapie. Zemdlałam z wyczerpania. Ale nie mogę zobaczyć twarzy ciała
leżącego na podłodze. Skupiłam się tylko na tym wspomnieniu. Gdy udało mi się
ujrzeć twarz ofiary. Poczułam się tak jakbym, ktoś zepchną mnie w przepaść.
- Amii!! – Wykrzyknęłam jej imię, wkładając
w to całą moją rozpacz.
Zerwałam się z kanapy, aby pobiec do Amandy, ale nogi pode mną się ugięły i
upadłam na szorstki dywan. Nie mogłam opanować łez, które popłynęły mi
strumieniem. Poczułam się jak ktoś łapię mnie pod pachy i delikatnie sadza na
kanapie. Nie wiem, kto to był, ale pachniał niesamowicie. Jak świeżo, parzona
kawa z cynamonem. Moja ulubiona. Do tego zapach ściółki leśnej po deszczu.
Zatraciłam się w tych zapachach. Wtuliłam się jeszcze bardziej w pierś osoby,
która mnie tuliła. Na tą jedną chwile chciałam się po prostu wypłakać. Nie
obchodziło mnie, to, że zasmarczę komuś koszulę.
Musiało minąć sporo czasu, bo kark strasznie mnie bolał od siedzenia w
jednej pozycji. Nie otwierając oczu, podniosłam głowę i oparłam ją o zagłówek
kanapy.
-Przepraszam..- Wyszeptałam w stronę chłopaka.
-Za, co? – Zapytał zdziwiony. A mnie
przeszedł dreszcz pod wpływem jego głosu.
- Za wykorzystanie twojej koszuli, jako chusteczki. – Odpowiedziałam, spoglądając na niego jednym okiem.
Tak jak myślałam. To był ten chłopak z parku i ten, który przybył do mojego
mieszkania, jako ostatni. Uśmiechnął się do mnie, a moje serce zrobiło salto w
tył. Gdy spojrzałam w jego oczy, zielone jak dwa szmaragdy straciłam połączenie
z rzeczywistością. Nigdy nie wiedziałam tak zielonych oczu. Czułam się tak
jakby świat przestał istnieć i znalazłam się w innym wymiarze. W głowie krążyła
mi jakaś myśl, że o czymś, a może o kimś? Zapomniałam. Powinnam się czymś
zająć… czymś ważnym…
- Wszystko załatwione. -Podskoczyłam jak
oparzona na dźwięk głosu blisko mnie.
- Ups. Wybacz nie chciałem cie przestraszyć.- Powiedział ze skruchą w
głosie.
Odwróciłam wzrok od Zielonookiego i spojrzałam na chłopak siedzącego, na
fotelu przede mną. W tym samym momencie poczułam w głowie dziwne uczucie, jakby
ktoś w nim mieszał. To samo czułam w kuchni, kiedy jeden z nich grzebał mi w
głowie. Zerwałam się z kanapy.
Jednocześnie podziękowałam w duchu, że nie upadłam.
-Hej! Jeszcze raz któreś z was będzie mieszać mi w głowie, to oberwie. – Powiedziałam oburzona - Chcecie wymazać mi pamięć do
cholery czy co?!
- Oczywiście, że nie. – Powiedział ze spokojem.
– Chociaż…
Patrzyłam na niego nie wiedząc, co z nim nie tak. W jednej chwili mnie przytula, a później, jest zimny jak lodowiec. Gdzie jest Amii? Długo nie wytrzymałam bez odpowiedzi, więc
swoje pytanie wypowiedziałam na głos. Nogi mi ścierpły od tego stania. A ja
dalej nie dostałam odpowiedzi. Ukradkiem rozglądnęłam się za Schadow’em, ale
nigdzie go nie widziałam.
- Gdzie Schadow. – Zapytałam chłopaka, siedzącego
na fotelu. Tamten pewnie i tak mi nie odpowie.
- Wypuściłem go.- Uniosłam brwi – Nie patrz tak, chciał… siku.- Prawie się
roześmiałam. Prawie.
- Wilk nie jest ci teraz potrzebny. –
Spojrzałam na chłopaka z kanapy- Z nami nic ci nie
grozi… na razie.
Co to w ogóle ma znaczyć „na razie”? Jaja sobie robi? W głowie miałam totalny
mętlik i milion pytań. Na dodatek byłam wykończona, głodna i wściekła. Kątem
oka dostrzegłam jak do salon weszły dwie osoby. Chłopak usiadł na drugim fotelu,
a dziewczyna zajęła miejsce na dmuchanym dużym pufie. Miałam ogromną ochotę
również usiąść. Szybko jednak zrezygnowałam z tego pomysłu.
- Katrin usiądź proszę.- powiedział łagodnym głosem
- Nie dopóki nie powiecie mi, co jest do cholery grane!- Przerwałam chłopakowi, który przyszedł, wraz z dziewczyną.
- Powiemy Ci wszystko, jeśli usiądziesz.- Usłyszałam głos za sobą
Pisnęłam przestraszona. Chłopak z windy stał za moimi plecami. Nie
słyszałam jak przyszedł. Miał rację, długo nie utrzymasz się na nogach. Do tego
moje zmysły są osłabione. Z westchnieniem
zajęłam miejsce na kanapie. Oczywiście na samym jej brzegu, jak najdalej od blondyna.
Czułam się jakoś dziwnie blisko niego. Usiadłam po turecku, tak jak zawsze, gdy
razem z Amii opowiadałyśmy sobie jak minął nam dzień i ci się wydarzyło. No to
wspomnienie zadrżała mi broda.
-Chce wiedzieć wszystko..- Ponagliłam ich, bo
to milczenie mnie irytowało.
-Zgoda. Najpierw wypadałoby się przedstawić.- Powiedział
chłopak z windy i wskazał na rudą dziewczynę. – Ten Uroczy
rudzielec to Iwet.. Widziałaś ją już zapewne w pracy…
- Mów mi Iw. – Weszła mu w słowo ruda.
-Ten w ogóle nie podobny do niej brunet jest jej bratem Alexander- Wskazał na chłopaka, który siedział po mojej lewej na fotelu.
- Możesz mi mówić Alex, śliczna.- Śliczna?
Błagam was, przewróciłam oczyma.
- To, że jest idiotą przekonasz się niedługo sama. No dobrze, jedziemy
dalej. Ten wysoki z poważną miną to Logan.. po prostu Logan – Dodał szybko, bo ten otwierał usta, aby coś powiedzieć.- Jego również miałaś przyjemność spotkać, może nie twarzą w twarz, ale
jednak.
Zmarszczyłam brwi, bo coś mi świtało w głowię.- My już się oczywiście spotkaliśmy, niestety nie miałem przyjemności się
przedstawić, jestem Cam, a ten uroczy kawaler, którego spotkałaś w parku to mój
braciszek Jack.
Spojrzałam na niego kątem oka. Jako jedyny nie uśmiechał się do mnie
przyjaźnie, w sumie w ogóle się nie uśmiechał. Ale czego ja się spodziewałam?
Przyjacielskiego uścisku? Prędzej przytuliłam bym jeża. Pomyślałam.
- Ja jestem Kat. Ale to już wiecie.- Powiedziałam
z przekąsem.
- No dobrze ja was przedstawiłem, a teraz wy mówicie resztę.- Odezwał się Cam i spojrzał na swych towarzyszy. Najdłużej na Jacka.
-No dobrze, ale nie miejcie do mnie pretensji jak laska wyskoczy z okna.
Spojrzał mi w oczy, a mnie przeszedł dreszcz. Mowy nie ma, żebym
wysłuchiwała jakiś historyjek sama. Schadow. Tak, jego teraz potrzebuje.
Uniosłam rękę i zakryłam mu usta, aby nic nie mówił.
-Zaczekaj chwilkę..- Powiedziałam szybko.
Zerwałam się z kanapy i pobiegłam do okna. Słyszałam jak wszyscy zerwali
się z miejsc i jeden przez drugiego krzyczał, że mają mnie łapać zanim wyskoczę.
No też coś, jeszcze nie oszalałam. Najbardziej jednak rozbawił mnie Alex. No stary, jeszcze nic nie powiedziałeś, a
dziewczyna, już chcę wyskoczyć. Powiedział do Jacka Otworzyłam okno i nie
odwracając się do nich powiedziałam.
-Nie będę skakać głąby..- Prychnęłam oburzona
Wzięłam głęboki wdech i z całych sił wykrzyknęłam imię mojego wilka. Zawołałam
tylko raz, ale myślę, że z pewnością wystarczy. Zamknęłam okno, otuliłam się
mocniej bluzą i odwróciłam do pozostałych. Nie zwracając na ich głupkowate
miny, spojrzałam na Alexa.
- Czy mógłbyś go wpuścić? Proszę. – Zapytałam.
- Jj..jasne , pewnie..- Powiedział
zaskoczony.
-Dziękuję. – Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam na swoje
miejsce. Na co reszta również szybko zajęła miejsca.
- Moi drodzy, oświadczam wam, że z tą dziewczyną nie będziemy się nudzić.- Powiedział Cam z rozbawieniem i mrugnął do mnie.
Kto zabił Amii? Ta
myśli nie dawała mi spokoju. Popatrzyłam na
pozostałą czwórkę. Jestem pewna, że wiedzą, kto to zrobił. Jak tylko mi to
wyjawią natychmiast znikają z mojego mieszkania. Sama zabije psychopatę, który
to zrobił. A przynajmniej mam taki plan. Gdy usłyszałam jak drzwi wejściowe się
otwierają, rozluźniłam spięte ciało. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że siedzę
jak napięta struna. Schadow wszedł do salony lustrując wszystkich zgromadzonych.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Wskoczył na kanapę, a ja go mocno uścisnęłam. Wciągnęłam
nosem jego zapach, który tak bardzo kochałam. Pachniał jak mech i mokra ściółka.
Musiał być gdzieś w centrum miasta, bo czuć było na nim spaliny samochodowe.
Ale to nic, ważne, że jest tu ze mną.
Nie wiem jak długo tuliłam twarz w jego sierści. Ktoś głośno zakaszlał. Zorientowałam
się po chwili, że nie jestem sama w pomieszczeniu. Wyprostowałam się i
spojrzałam na Jacka, który świdrował mnie wzrokiem. Ale nic nie mogłam wyczytać
z jego morskich oczu. Patrzeliśmy tak na siebie chyba wieczność.
-Co się gapisz?- Powiedziałam najchłodniej jak
potrafiłam.- Możesz już opowiadać bajeczkę.- Dodałam, obojętnie.
- Może zacznę od tego, że nie jesteśmy ludźmi…- Powiedział bez ogródek.
Patrzyłam na niego, jak osioł na malowane wrota. Nie miałam pojęcia, o co
mu chodzi. „Nie jesteśmy ludźmi..” To, kim oni są do licha jak nie ludźmi?
Wyglądają jak ludzie, oddychają, mówią, jak ludzie. Spojrzałam na każdego z
osobna, aby sprawdzić czy nikt się nie śmieje. Jednak, każdy miał poważną minę,
nawet Cam się nie uśmiechał. Znów przeniosłam wzrok na Jacka.
- Zgoda, to w takim razie, kim jesteście jak nie ludźmi..?- Powiedziałam ostrożnie wypowiadając każde słowo.
-Alex i Iw są wilkołakami, ale nie takie jak w filmach, że stoją na dwóch
łapach. Wyglądają jak twój wilk.
Na chwilę przerwał i przyglądał się mojej twarzy, niestety nie byłam w
stanie nic na to odpowiedzieć, bo mnie zatkało, z przerażenia. Wariaci. Pomyślałam. Najwyraźniej błędnie
zinterpretował moje milczenie, więc mówił dalej.
- Logan jest czarodziejem..
-Czarnoksiężnikiem- Wszedł mu w słowo.
- Jak zwał tak zwał. Wracając do tematu, ja i Cam jesteśmy wampirami.
Patrzyłam na niego pustym wzrokiem. Nie miałam pojęcia jak mam na to
zareagować. Chciało mi się jednocześnie śmieć i płakać. Ukradkiem uszczypnęłam
się w rękę, aby sprawdzić czy nie śpię. Ale nadal siedziałam na kanapie, z bandą wariatów w jednym pokoju. A Amanda naprawdę nie żyła. Gdy nikt się nie
odzywał, postanowiłam przeanalizować wszystko powoli, co powiedział. Ruda z
kawiarni i jej brat Alex są wilkami. Logan, który odrobinę mnie przerażał jest
czarodziejem. A Cam i jego brat są wampirami. Powtarzałam to sobie w głowię, chyba
milion razy. Może źle usłyszałam. Nie, nie możliwe słuchałam bardzo uważnie, o
czym on mówił. Zostaję mi tylko jedna
wersja, zwariowali, totalnie ze świrowali. Ciekawie, z jakiego szpitala
uciekli? Milczenie przerwał Logan, więc na niego spojrzałam.
- A ty Katrin jesteś ostatnią strażniczką z linii żeńskiej. – Uśmiechnął się
ciepło.
- Jesteśmy tu po to, aby cię zabrać do rodzinnego miasta. To twojego
prawdziwego domu. – Odezwała Iw.
Dłużej już nie mogłam wytrzymać i wybuchnąłem śmiechem. Tak głośno, iż na
pewno sąsiedzi mnie słyszeli. Resztkami sił próbowałam się uspokoić. Bolał mnie
już brzuch, a z kącika oczu płynęły mi łzy. Sama nie wiem już czy ze śmiechu,
czy może, po stracie Amii. Kto by
pomyślał, że kiedykolwiek będę się jeszcze tak śmiać. I to akurat w takiej
żałosnej sytuacji. Podniosłam głowę, ale nikt się nie śmiał, nawet nie drgnęły
im usta. I właśnie w tym momencie zrozumiałam, że oni nie żartują.
- To jakiś koszmar.–
Szepnęłam wstrząśnięta.
Miałam wielką ochotę uciec do swojego pokoju i nigdy z niego nie wychodzić.
Cześć kochani. Wybaczcie, że tak się strasznie ociągałam z rozdziałem. Ale nie miałam za wiele czasu na skończenie go od razu, więc pisałam małymi kroczkami. I oto jest kolejny rozdział, mam wielką nadzieje, że się wam spodoba. Piszcie co myślicie, każdy komentarz motywuję mnie do pisania kolejnych rozdziałów.A od jutra nadrabiam czytanie blogów. Pozdrawiam :)
wooow~! mocne boskie <3
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńHa, to będę może druga lub trzecia z osób komentujących. Zatem zaczynajmy!
OdpowiedzUsuń"Podbiegłam do niej i, upadłam na kolana." - wiem, czasem wstawiamy przecinki nie tam gdzie trzeba, bo paluszki nam się omskną. Po "i" on jest zbędny, tak jak w kolejnym po "oznakę". Dalej idąc, zamiast przecinka winna być kropka: "dłonie, Gdzieś w podświadomości, dobre wiedziałam {...}" - "dobrze wiedziałam"
Co ty teraz masz z przecinkami? {*śmieje się*} : "Wyrzuciłam, zbędny przedmiot.", "Nieproszeni goście, byli coraz bliżej kuchni.", "Powiedzcie, chłopaki, że ona żyje.", - Widzisz to co ja, te nie potrzebne przecinki?
"Usłyszałam jak jeden z chłopaków. Próbował uspokoić wilka." - A tu zamiast kropki on się przydałby. Bowiem sama teraz zauważasz, że pierwsze zdanie jest nie dokończone.
"Reszta towarzyszy nie miała szans jej pomóc, ponieważ byli uruchomieni przez unoszące się noże{...}" - unieruchomieni;
"Gdy się przebudziłam, pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy to. Co się stało i gdzie jestem?" - tu tak samo, jak już pisałam, przecinek i kropka, bowiem nie pasuje znak zapytania; "Gdy się przebudziłam, pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to to, co się stało i gdzie się znalazłam" - może lepiej brzmieć.
"Ślizgi" - eee, co? Śliski tak, ale ślizgi?
"Obrazy były nie wyrazie." - niewyraźne
"Ale nadal siedziałam na kanapie, z panda wariatów w jednym pokoju." - "z panda" - "z bandą" wiem, że to tylko mała literówka, ale bardzo śmiesznie to brzmi, że nie mogę przestać.
Tu chyba się kończą błędy.
A rozdział świetny. Kat jest strażniczką! Ale czego? Akcja rozwija się super. Wszystko jak na razie jest zagmatwane. Wiele pytań się nasuwa. Ale myślę, że nieco się wyjaśni w następnej części. WENY ŻYCZĘ!! I czekam z wielką niecierpliwością na dalszy rozwój. Kat zaufa im i pojedzie z nimi w nieznane?
Będę czekała na powiadomienie. I dziękuję, że zjawiłaś się też u mnie.
Pozdrawiam,
Maerit
Rzeczywiście poszalałam z tymi przecinkami xD
UsuńTeraz będę bardziej uważała jak piszę, i zacznę czytać parę razy zanim wstawie na bloga. Rzeczywiście ta "panda" śmiesznie brzmi, wcześniej tego nie widziałam.
Ale bardzo ci dziękuję za poprawki, jestem naprawdę wdzięczna.
Postaram się objaśnić co nieco w następnym rozdziale, kim jest Kat i co jest jej przeznaczeniem. Mogę powiedzieć że pełni bardzo dużą rolę w świecie z którego przybyli goście. Z każdym rozdziałem będzie się wyjaśniało coraz więcej.
Jak tylko pojawi się nowy rozdział z pewnością dam ci znać.
Och tak wampiry!! *-* Już lubię tych ludzi :333 Czekam na następne rozdziały już całkiem zniecierpliwiona :3 Znalazłam jakąś literówkę, ale nie będę ci tym zaprzątać głowy, opowiadanie jest zbyt cudne, by przypominać jeszcze o literówkach czy przecinkach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco i życzę weny do dalszych rozdziałów :) :*
Dziękuję :)
Usuńte nieszczęsne literówki ;/ postaram się odnaleźć.
Pozdrawiam :)
Super opowiadanie. Ten cały Shadow też pewnie jest tym wilkołakiem. Nie mogę się doczekać next'a!
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
UsuńTo co się stało w domu było... Makabrycznie. Biedna... Trzymała prawie martwą Amii, swoją przyjaciółkę i chyba jedyną osobę, jaką miała bliżej siebie, jak zdążyłam zauważyć. W końcu rodzice nie żyją... Kogo ona miała? Praktycznie tylko Shadowa.
OdpowiedzUsuńW końcu ona żyła, czy nie żyła? Bo nie zrozumiałam, ale pewnie jak doczytam drugą część wyjaśni się więcej, więc zabieram się do roboty i wrócę za moment.
Rany boskie, ilu tych ludzi tam było? Przyznam szczerze, że pogubiłam się w nich. Może nie był dobry pomysł, by wprowadzać tylu bohaterów? XD
Ostatnia strażniczka z linii żeńskiej? O co w ogóle chodzi, co to za strażniczka? :o Jeśli nie opierasz się na pamiętnikach, to nie wiem, muszę czytać dalej, żeby czegokolwiek się dowiedzieć XD
Oj do pamiętników to raczej daleko tej historii jest.. rzeczywiście masz racę to nie był dobry pomysł. Zaszalałam xD
UsuńDziękuję za kom. Pozdrawiam
Piszesz tak wspaniale że przeżywam wszystkie emocje razem z główną bohaterką xd😉
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję bardzo :)
Usuń