27.06.2014

Bohaterowie

Bohaterowie

Katrin (Kat) Saummerrose dwudziestolatka urodzona 22 grudnia 1995 r. w mistycznym mieście Pheonix. Dziewczyna o karmelowej skórze, czarnych włosach i nietypowym kolorze oczu, granatowej prawie że czarnej, które okalają ciemne długie rzęsy, swym wzrokiem potrafi onieśmielić każdego. Przeciętnego wzrostu, dobrze zbudowana. Kocha biegać, dlatego toteż każdego wieczoru wraz ze swym przyjacielem biega w Central Parku.
    W wieku pięciu lat traci rodziców w wypadku samochodowym. Tego samego nieszczęsnego dna zostaje adoptowana przez brata swojego ojca. Małżeństwo wiedząc kim jest Katrin i jakie jest jej przeznaczenia, postanawiają chronić dziewczynę za wszelką cenę, przed osobami przez których uciekali. Dlatego też decydują się wymazać jej wspomnienia o wypadku i rodzicach których straciła. Wspólnie zdecydowali, że w dwudzieste pierwsze urodziny powiedzą jej o wszystkim. W dzień szóstych urodzin w ogrodzie pojawia się czarny wilk.Od tamtej pory są nierozłączni. Rodzice dziewczyny wiedzą, że Katrin jest Strażniczką, która ma strzec równowagi  między światem ludzi a istot nocy, a wilk przybył aby strzec jej duszy za wszelką cenę, dlatego też utrzymują ją w przekonaniu, że jest on prezentem od nich.
    Cztery lata później w dziewczynie budzą się mistyczne moce, przerażona mówi o wszystkim matce, ona jednak tłumaczy jej że jest wyjątkowa i musi pielęgnować swój dar a pewnego dnia opowie jej w jakim celu pojawiła się na świecie i jakie jest jej przeznaczanie. Przez kolejne lata dziewczyna uczyła się jak kontrolować swoje zdolności. 
    Gdy skończyła osiemnaście lat zaczęła studiować sztukę w Nowym Jorku, zamieszkała tam wraz ze swym wilkiem i przyjaciółką Amandą z która przyjaźni się od siódmego roku życia. Niestety po dwóch latach studiowania przerywa je gdyż nie może sobie poradzić ze stratą całej rodziny, która ginie w płonącym domu.
    Po dwóch latach dziewczyna zdołała uporać się ze śmiercią rodziny, a przynajmniej tak jej się wydawało. Na studia jednak nie powróciła, aby czym się zająć zaczęła pracować wraz z przyjaciółką w kawiarni Lotos. Pewnego wrześniowego dnia przed kawiarnią stoi tajemniczy mężczyzna, od tamtego momentu dzieją się sama dziwne rzeczy. A los znów sprawia, że Kat musi przeżywać śmierć ukochanej osoby. 

Benjamin (Jack) Thomson  dwudziestodwuletni wampir o szmaragdowych oczach, urodzony w mieście Pheonix 22 listopada 1994 r. Mierzący metr osiemdziesiąt, szatyn w słońcu jego włosy mienia się złotymi pasemkami. Jego rodzice to William i Samatha.
    Najszybszy wampir, jako jedyny posiada zdolność manipulowania ludźmi i istot samą myślą. Zdaje sobie sprawę, że jest bardzo przystojny i pociągający, często to wykorzystuje. Arogancki, wybuchowy, zamknięty w sobie, ufa tylko najbliższym, wierny przyjaciołom  jego słabością jest to że najpierw robi a potem myśli. Dlatego też często wpada w tarapaty ciągnąc za sobą przyjaciół.
    Od ósmego roku życia jest szkolony przez zakon, wpajano mu surowe zasady które każdy musi przestrzegać, za złamanie ich grozi kara śmierci. W przeciwieństwie do swojego brata ślepo wierzy w ich racje, słucha i wykonuje każde ich polecenie bez mrugnięcia okiem (do czasu). Zanim Kat opuściła miasto byli nierozłączni. Jest bardzo zżyty z bratem i z przyjaciółmi z którymi się szkolił i wychowywał. Bardzo opiekuńczy i lojalny. W stosunku do Kat jego nastrój zmienia się szybciej niż uderzenia bicza.

Cameron (Cam) Thomson dwudziestotrzyletni wampir o szafirowych oczach. Jest starszym bratem Jack'a. Urodził się 22 października 1993 r. w mieście Pheonix. Mierzący metr osiemdziesiąt brunet jest spokojniejszą wersja Jack'a. Jako jedyny ma na niego wpływ. Choć często się sprzeczają są wobec siebie lojalni. Jako najstarszy brat czuję, że jego obowiązkiem jest chronić Jack'a choćby przed samym sobą. 
      Tak jak jego brat ma niezwykłe zdolności potrafi czytać każdemu w myślach nawet zwierzętom jedynymi wyjątkami są Katrin i jej wilk. Jest równie przystojny co jego brat, jedyne co ich różni to kolor włosów i oczu. Cierpliwy, łagodny jeśli chodzi o nie przyjaciół potrafi być bardzo niebezpieczny i mściwy gdy gdzie się krzywda bliskim.
     Szkolony przez zakon od ósmego roku życia, wpajano mu surowe zasady lecz nie przestrzega ich tak surowo jak jego młodszy brat. Również przyjaźnił się z Kat lecz nie był z nią tak bardzo związany jak Jack. Jako pierwszy wraz z Loganem zaczął szkolenie.

Iwet (Iw) Meyer
Alexander (Alex) Meyer
Logan Mitchell


23.06.2014

Rozdział 5

KONIEC I POCZĄTEK
        Obsługiwałam już ostatniego klienta, a przynajmniej miałam taką nadzieje. Jeszcze tylko godzina i koniec. Dzisiaj ruch był mały, ale i tak padałam z nóg, nie pomogły nawet trzy czarne jak noc kawy. Ciało miałam jak z waty, a na dodatek, co chwilę zerkałam za okno gdzie ostatni raz widziałam zakapturzonego. Nie widziałam nikogo takiego, ale i tak cały czas czułam na sobie przenikliwy wzrok. Myślałam, że podpadam w paranoję prześladowczą, jednak moja intuicja mnie nie zawiodła. Rzeczywiście byłam obserwowana, przez dziewczynę. Siedziała samotnie przy stoliku pod ścianą i nie spuszczała ze mnie wzroku. Najdziwniejsze było to, że nawet, gdy ją przyłapałam na gapieniu się na mnie, nic sobie z tego nie robiła. Myślałam, że na kogoś czeka, po czterech godzinach jednak zmieniłam zdanie. W ciągu tych godzin wypiła sześć kaw i zjadła szarlotkę, próbowałam ją zagadać, ale nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi. Po czwartej próbie dałam sobie z nią spokój i wróciłam do swoich zajęć. Byłam tak pochłonięta pracą, że nie zauważyłam końca mojej zmiany. Pożegnałam się z Demi, zanim jednak zamknęłam za sobą drzwi spojrzałam jeszcze raz w stronę stolika, przy którym siedziała rudowłosa. Spodziewałam się, że będzie mnie obserwować jak wychodzę, w końcu jak tylko przyszła do „CafeMonn” śledziła każdy mój ruch, ale dziewczyny już nie było, zlustrowałam wzrokiem całą kawiarnie… i nic, dziewczyna się ulotniła.To jakieś szaleństwo. Pomyślałam. Otuliłam się ciaśniej płaszczem i wyszłam na chłodne powietrze.

       Całą drogę do domu odczuwałam dziwny niepokój, czułam w kościach, że coś się wydarzy. Musze zająć umysł czymś innym. Wróciłam myślami do rudowłosej. Jej twarz wydawała się znajoma, a jednocześnie obca. Była drobnej budowy, ale dobrze zbudowana, średniego wzrostu, cera koloru kawy z mlekiem, drobny nosek, wąskie usta pomalowane czerwoną szminką, gęste jasne rzęsy okalające duże szare oczy. Wyglądała jak mały elf. Westchnęłam zrezygnowana, jeśli znów ją spotkam, przycisnę ją bardziej i dowiem się, o co jej chodzi. Wróciłam myślami do teraźniejszości. Szłam właśnie po schodach do swojego mieszkania, gdy przystanęłam na czwartym piętrze, korytarz był pogrążony w mroku, Ostatnie promienie słońca wpadały z okna za moimi plecami. Mój wzrok padł jednak na szczeliny u dołu drzwi. Dziwne. W żadnym mieszkaniu nie paliło się światło, co dziwniejsze panowała niesamowita cisza. Zmarszczyłam brwi, może nikogo nie ma? Zrobiłam krok w stronę pierwszych drzwi, aby się upewnić, jednak Shadow mnie powstrzymał zagradzając mi drogę.

Dobrze, już dobrze wracajmy- Powiedziałam do niego. Raz jeszcze spojrzałam na drzwi, przeszedł mnie dreszcz, ale nie z tych przyjemnych.

- Popadam w paranoje.- Mruknęłam do siebie.

    Pokiwałam głową i pobiegłam na górę nie odwracając się już za siebie. Przy drzwiach czekał już na mnie Shadow. Wpuściłam przodem czarną bestie. Ostrożności nigdy za wiele. Powiesiłam płaszcz i spojrzałam na wilka, jednak nic nie dostrzegłam. Sierść leżała gładko na grzbiecie, uszy luźno postawione. Ok, czyli w mieszkaniu jest wszystko w porządku. Więc dlaczego nie mogę pozbyć się tego dziwnego uczucia? Zapytałam się w myślach. Ruszyłam w głąb mieszkania wołając Amii, po drodze zapalałam wszystkie światła w mieszkaniu. Nie boję się ciemności, ale teraz zdecydowanie brak światła mi nie sprzyja. Przyjaciółka jeszcze nie wróciła. W takim razie wezmę szybki prysznic i przebiorę się w dres. Nie chcę siedzieć w pustym mieszkaniu, a szczególnie teraz. Sznurowałam właśnie adidasy, gdy zadzwonił mój iPhone, spojrzałam na wyświetlacz.

- O wilku mowa- Na co Shadow przekrzywił łeb. – Och, nie ty- Machnęłam na niego ręką.

      Wróci za dwie godziny. Powinnam być już w domu, ale na wszelki wypadek zostawię jej wiadomość w kuchni gdzie jestem.

****
       Wyszłam z budynku, wzięłam duży haust powietrza i odetchnęłam z ulgą. Nie czułam się najlepiej sama w mieszkaniu, do tego budynek stał się strasznie cichy, można pomyśleć, że cały opustoszał. Ale to na pewno moja wyobraźnia płata mi figla. Wzięłam głęboki wdech i wydech, wieczór jest dziś wprost idealny do biegania. Ruszyłam, więc truchtem w stronę central parku z wilkiem u boku. Dawno nie biegałam, dwadzieścia minut truchtem i już jestem na miejscu. Przystanęłam na sekundę, aby wyrównać oddech i po chwili biegłam dalej. Spojrzałam kątem oka na Shadow, aby upewnić się, że biegnie wraz ze mną. Wydawał się jakiś spięty.

- Co jest Shadow..?

        Naglę bez żadnego ostrzeżenia zaczął biegać wokół mnie i skakać, zachowywał się jak… szczenię. Musiałam się zatrzymać, przez jego wybryki omal mnie przewrócił. Dawno takiego go nie widziałam. Ostatni raz tak się zachowywał.. właśnie nie pamiętam, jakby przełączył się na tryb szczenięcy, uśmiechnęłam się szeroko, bo wyglądał naprawdę śmiesznie. Takie duże szczenię. Potarmosiłam go po łbie i dalej zaczęłam biec, jego entuzjazm i dobra energia wpłynęłam na mnie natychmiast. Przyspieszyłam do granic możliwości. Zimny wiatr szczypał mnie w policzki, mięśnie nóg obudziły się do życia, po długim odpoczynku, biegłam najszybciej jak mogłam. Po przebiegnięciu sporej odległości poczułam, że moje nogi dostały już porządny wycisk, więc zwolniłam do truchtu. Nie mogłam napełnić w pełni płuc powietrzem, piekły mnie żywym ogniem, więc zatrzymałam się. Zgięłam obolałe ciało i oparłam dłonie na nogach, aby uspokoić oddech. Wdech nosem... wydech ustami. Od razu lepiej. Gdy już uspokoiłam oddech i oszalałe serce wyprostowałam się.

- Wow, tego było mi trzeba

       Czuję się niesamowicie… lekka, jakby wiatr wywiał cały niepokój z mojej głowy. Uśmiechnęłam się pod nosem, cały ten dziwaczny dzień mam za sobą. Obróciłam się wokół własnej osi oby zobaczyć gdzie podział się Shadow. Zmarszczyłam brwi, jest jakoś… spokojnie, za… spokojnie, wytężyłam słuch. Nic, żadnego śpiewu ptaków, żadnych szeleszczących gryzoni, nawet wiatr przestał wiać. Wszystko wokół mnie zatrzymało się w miejscu, dosłownie. Widziałam wiewiórkę w połowie drogi na następne drzewo, i liść, który nie wylądował całkiem na ziemi. Gdy go dotknęłam zamienił się w proch. Przeszedł mnie dreszcz, a na karku poczułam kropelki zimnego potu.

- Shadow..- szepnęłam niepewnie – Shadow

      Krzyknęłam i nic. Gdzie on się podziewa do cholery. Ruszyłam w stronę, którą przybiegłam. Park wydawał się mroczniejszy niż zawsze, nie mogłam opanować drżenia na całym ciele, jakbym znalazła się w innym wymiarze. Stawiałam ostrożnie kroki, stanęłam na gałąź, gdy pękła nie wydała żadnego dźwięku. Odskoczyłam jak oparzona. Ok to już jest przerażające, otworzyłam usta, aby zawołać przyjaciela, jednak szybko je zamknęłam, gdy kątem oka dostrzegłam jakiś ruch. Wypuściłam z sykiem powietrze.

Na litość boską! Przestraszyłeś mnie!

      Omal nie dostałam ataku serca, to jednak cieszy mnie, że się znalazł. Ruszyliśmy w drogę powrotną. Shadow szedł przede mną, mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Stawiał ostrożnie łapy, uszy czujnie postawione, a ciało gotowe, aby w każdej chwili skoczyć na napastnika. Starałam się myśleć o czymś innym niż o tym, że cały park pogrążył się w upiorną ciszę, potarłam energicznie ramiona, alby rozgrzać ciało i zająć czymś ręce. Powinnam jak najszybciej wrócić do Amii. Spojrzałam znów na Shadow, dopiero teraz zauważyłam, że jego pysk jest czymś pokryty.

- Ej …co ty masz na pysku? Choć tu do mnie natychmiast!

       Zrobiłam krok w jego stronę, a on.. odskoczył ode mnie? Co się z nim dzisiaj dzieje? Zmarszczyłam brwi, popatrzyłam w jego złotożółte ślepia, aby dostrzec, o co mu chodzi, jednocześnie powoli zbliżałam się do niego. Muszę go złapać i przekonać się, co to jest. Miałam jednak cichą nadzieję, że to nie jest krew. Patrzeliśmy sobie prosto w oczy jak dwa dzikie zwierzęta. Nie spodziewałam się jakiejkolwiek porażki. No cóż musi być ten pierwszy raz prawda? Czarna bestia czmychnęła obok mnie. Oczywiście na moje niesamowite szczęście musiał pobiec w przeciwnym kierunku niż dom. Jak ja go kocham. Wrzasnęłam zanim zniknął mi całkowicie z oczu.

- SHAAAADDDOOW..!

      Skrzywiłam się pod wpływem mojego głosu. Na tle tej nie skazitelnie ciszy mój krzyk był dwa razy głośniejszy, ale poskutkowało, wilk zatrzymał się i odwrócił łeb w moją stronę. Kłapną na mnie zębami i zniknął mi z pola widzenia. Nie do wiary, ręce opadły mi wzdłuż tułowia. Spojrzałam na drogę prowadzącą do domu. Czułam się jak rozrywana mała laleczka, za jedną rączkę ciągnęła mnie Amii, żebym wracała do domu, a za drugą Shadow. Westchnęłam głośnio i ruszyłam za uciekinierem. Mój wewnętrzny głos krzyczał, że mam wracać do domu, jednak nie mogę zostawić wilka, a jeśli kogoś zaatakował? Skąd ta krew na pysku? Nie dawało mi to spokoju, inaczej pobiegłabym do domu i sprawdziła czy wszystko w porządku z Amii. Shadow zna drogę powrotną, ale wewnętrzny głos mówił mi, że coś się wydarzyło. Nawołując uciekiniera, jednocześnie przekonywałam samą siebie, że w domu wszystko w porządku.

       Krążyłam po parku dobre trzydzieści minut, nogi miałam jak z waty, mój brzuch zaczął wydawać dziwne odgłosy, jakby siedział tam mały potwór. Próbowałam się dodzwonić do Amii, ale po czwartej próbie padł mi telefon. Wściekła na głupią baterie i na własną głupotę, że przed wyjściem nie naładowałam baterii, wcisnęłam zbędny przedmiot do tylnej kieszeni spodni. Omiotłam spojrzeniem jeszcze raz cały park, od tego nawoływania bolało mnie już gardło, jakbym pomknęła papier ścierny.  Musze się napić, złapałam się za udo i… przywitała mnie pustka, oczywiście wody też zapomniałam. Przetarłam dłonią twarz sfrustrowana. Przeszłam jeszcze pięćdziesiąta metrów, gdy zobaczyłam jak za drzewa wyłania się moja zguba a za nim… chłopak? Zmarszczyłam brwi, przeszło mi przez myśl, że to ten sam, który mnie obserwował przed restauracją, ale im bardziej się do mnie zbliżał, tym bardziej byłam przekonana, że to nie on. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, z jednej strony chciałam podbiec do chłopaka i sprawdzić czy Shadow nie rzucił się na niego, czy sprać na kwaśne jabłko wilka. Po szybkiej analizie nieznajomego stwierdziłam, że jest z nim wszystko w porządku żadna część ciała nie została uszkodzona ani niczego nie brakowało. Wypuściłam do tej pory wstrzymywane powietrze ze świstem, nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo byłam zdenerwowana dopóki nie zauważyłam, że drżą mi dłonie, musiałam to ukryć, więc skrzyżowałam je na piersi. Byłam zła na Shadow, zmarnowałam czas na poszukiwania jego kudłatego tyłka. Zrobiłam wściekłam minę i całą uwagę skierowałam na wilka, nie zwracając najmniejszej uwagi na obcego, powiedziałam.

- Shadow. W chowanego zachciało Ci się bawić? Do reszty zwariowałeś?

      Zrobił do mnie maślane oczy i cichutko zaskomlił. Minęła chwila, gdy to nie za działało szturchnął mnie delikatnie w nogę. Co to, to nie? Zazwyczaj te sztuczki na mnie działają, ale nie dzisiaj. Dzisiaj przegiął do granic możliwość. A zrobił już dużo durnych rzeczy, które mu wybaczyłam.

- Daj spokój Shadow, dzisiaj to na mnie nie podziała. Przeholowałeś. Wiesz jak się o ciebie martwiłam? A o zdartym gardle już nie wspomnę, darłam się wniebogłosy, no, ale najwidoczniej masz problemy ze słuchem… Obiecuję ci mój drogi, że jutro zobaczysz się z weterynarzem!

     Na dźwięk słowa weterynarz, drgnęły mu mięśnie. Wiedziałam doskonale, że bardzo się ich boi. Tak naprawdę nie miałam zamiaru nigdzie z nim iść, zdecydowanie jeden raz mi wystarczy. Serio, wolałabym już zostać zamknięta na dwadzieścia cztery godziny w jednym pokoju z Suzan.

- Choć już uciekinierze, wracajmy do domu.- Właśnie się odwracałam, gdy zatrzymał mnie obcy głos.

- Nie powinnaś tak go traktować. Jego przeznaczeniem jest bronienie Cię, więc nie karz go za to, że dobrze wykonuje swe obowiązki.

      Zastygłam z jedną nogą w górze. Powoli odwracałam się w stronę chłopaka, zapomniałam o nim na śmierć. O mały włos, a pacnęłabym się w czoło dłonią, jednak w ostatniej chwili opanowałam ten cholerny nawyk, aby to zamaskować podrapałam się szybko po nosie. Miałam zamiar go przeprosić za to, że mu nie podziękowałam za przyprowadzenie wilka, ale gdy dotarło do mnie, jego słowa, zmieniłam zdanie. Zmarszczyłam brwi i podparłam się pod boki.

- Słucham? Kim ty jesteś do cholery, obrońcą zwierząt?

      Spiorunowałam go wzrokiem, jednocześnie starałam się nie zwracać uwagi jak bardzo jest przystojny i dobrze zbudowany. Po jego aroganckiej postawie zgaduję, że jest świadom swojej atrakcyjności. Z niewyjaśnionych powodów wkurzyłam się jeszcze bardziej.

- Wyrażaj się Summers.- Uśmiechnął się drapieżnie a jego idealne zęby błysnęły w mroku.

      Nie wiedziałam, co na to powiedzieć, na przemian otwierałam i zamykałam usta ze zdziwienia. Po jego durnym aroganckim uśmieszku widzę, że jest zadowolony, z mojej reakcji. Szybko wzięłam się w garść. Miałam ochotę przyłożyć w tą śliczną buźkę, więc skrzyżowałam ręce na piersi, aby się opanować.

- Skąd.. skąd wiesz jak się nazywam..?

      Chciałam odejść od niego jak najdalej, lecz nogi odmówiły mi posłuszeństwa, jakbym była w ciele kogoś innego i nie maiła władzy nad ciałem. Starałam się odwrócić wzrok. Kogo ja chcę oszukać, oczywiście, że nie chcę przestać na niego patrzeć. Pomyślałam. Oczy same błądziły po jego sylwetce. Szczupłe, ale nie za chude ciało, dobrze zbudowane, jak u sportowca, wyraźnie widziałam jak pod skórzaną kurtką napinają się jego mięśnie. Wyglądał jak czarny lampart gotowy do skoku, na bezbronna zwierzynę. A ja, na moje niesamowite szczęście jestem tą zwierzyną. Spojrzałam na jego dłonie, tak mocno zacisną je w pięści, że aż zbielały mu kostki. Sama już nie wiem, czego się najbardziej bałam. Jego? Czy może potwora, którego uśpiłam kilka lat temu w sobie, a teraz wyrywa się, aby wyrządzić chaos w moim życiu.

- Cóż.. księżniczko, znam cię lepiej niż ci się wydaję.

       Spojrzałam na niego, zaskoczona. Co on wygaduję? Zmarszczyłam brwi, pięknie kolejna osoba, która mnie zna, a ja jej ani w ząb. Przyjrzałam mu się dokładniej, może już się kiedyś spotkaliśmy, a ja tego nie pamiętam, wydawał się trochę znajomy? Krótko przystrzyżone blond włosy, podłużna twarz, wystające kości policzkowe, nos z małym garbkiem, gęste rzęsy okalały orzechowe oczy, mogłabym wpatrywać się w nie bez końca. Usta idealnie kontrastowały się z karmelową cerą, dolna warga pełniejsza od górnej, aż się prosiły, aby je pocałować. Uszczypnęłam się w dłoń, aby otrząsnąć się z tego dziwnego zachwytu jego osobą. Musze trzeźwo myśleć.  Poczułam jak coś ociera się o moją nogę, spojrzałam w dół. Shadow. Uniosłam brwi, z zapytaniem, o co mu chodzi. A on tylko spojrzał to na mnie to na chłopaka. Wariat, pomyślałam. Pokiwałam przeczącą głową, doskonale wiedziałam, o co mu chodzi. Przeniosłam wzrok z powrotem na obcego. Starałam się mówić obojętnym tonem. Coraz bardziej byłam niespokojna. To, że go nie znałam nie znaczy, że chciałam go skrzywdzić.

- Posłuchaj! Po pierwsze, nie mów do mnie „księżniczko”. Po drugie: Ja cię w ogóle nie znam, a skora ja Cie nie znam to ty mnie tym bardziej, i szczerze nie mam zamiaru poznawać. Więc wybacz, ale musimy przerwać tą „ miłą” pogawędkę.

   Odwracałam się w drugą stronę, musiałam jak najszybciej wracać do domu. Jednak chłopak nie miał zamiaru dać za wygrana, złapał mnie za nadgarstek i odwrócił twarzą do siebie. Starałam się mu wyrwać, jednak bez skutecznie, trzymała mnie w żelaznym uścisku.

- Katrin, zaczekaj….

- Puszczaj.. – wycedziłam przez zęby.

      Kręciłam nadgarstkiem na wszystkie strony, aby dać mu do zrozumienia, że mam mnie puścić. Na pewno będę miała siniaki, pomyślałam ze złością. Nagle poczułam to, straszliwy ból, jakby głowa miała zaraz mi eksplodować, złapałam się za skroń i upadłam na kolana, czułam jak całe moje ciało się trzęsie. Nie mogłam uwierzyć, że znów to się dzieje. Moje „ja”, które uśpiłam dziesięć lat temu, znów daje o sobie znak, a ja nic nie mogę na to poradzić. Dlaczego teraz? Pomyślałam. Otworzyłam szeroko oczy, gdy poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Cały ból nagle zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Zerwałam się na równe nogi, wyciągnęłam dłoń, aby zostawił mnie, w spokój.

- NIE!!

     Nie chciałam zrobić mu krzywdy naprawdę, ale byłam w takiej rozsypce, że nie potrafiłam nad tym zapanować. Chłopak poleciał do tyłu wpadając na drzewo z ogromną siłą, upadł na ziemie jak szmaciana lalka. Zakryłam ręką usta, aby nie krzyknąć. Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam.

- Nie, nie, nie.. To nie możliwe!

     Boże zabiłam go, ale.. przecież potrafiłam nad tym panować. Przez tyle lat uważałam, panowałam nad tym, więc.. dlaczego teraz? Spojrzałam na swoje dłonie jakby na nich była wypisana odpowiedź, przeniosłam wzrok na leżącą bezwładnie postać pod drzewem. Chciałam podbiec do chłopaka, ale gdy zobaczyłam, że się poruszył, straciłam chęć do podejścia do niego. Jak to możliwe? Zanim zorientowałam się, co robię biegłam już w stronę domu.
***
       Drogi powrotnej w ogóle nie pamiętałam, otrząsnęłam się dopiero, gdy stałam przed drzwi do mieszkania. Płuca paliły mnie żywym ogniem, próbowałam pozbierać myśli, jednak bez skutecznie cały czas miałam przed oczami scenę lecącego chłopaka, w kółko to samo. Chłopak, drzewo, ziemia… chłopak, drzewo, ziemia. Jakbym przewijała cały czas taśmę, nie mogłam pozbyć się tego obrazu. Ale najbardziej zadziwiające było to, że po takim uderzeniu on.. się poruszył, byłam przerażona. Wiem głupia jestem, powinnam się cieszyć, że chłopak żyje, ale jeśli przeżył to w takim razie, kim albo raczej…. czym jest? Ta myśl nie dawała mi spokoju. Wzięłam parę głębszych wdechów, muszę trzeźwo myśleć, nie mogę dać się ponieść emocją. Musi być jakieś racjonalne wyjaśnienie. Prawda? Amii na pewno jest już w domu, opowiem jej wszystko, będzie wiedziała, co zrobić z tym fantem. Weszłam do mieszkania, przystanęłam w progu. Coś jest nie tak. Pomyślałam. Zapaliłam światło..

- Co do…?

     Cały salon był zdemolowany. Potłuczona lampa leżała na podłodze, stolik nocny połamany, szklany stół w malutkich kawałeczkach, wyglądał jakby ktoś na niego wpadł. Obrazy, kupione przez Amii leżały w strzępach rozsypane po całym salonie. Wygląda jakby ktoś się włamał i czegoś tu szukał, ale skoro to było włamanie, to, dlaczego cała biżuteria leżała na podłodze, a drogocenne obrazy były w kawałeczkach..? Może złodziej się rozmyślił?  Shadow kręcił się nie spokojnie po pomieszczeniu wąchał każdy kąt każdą zniszczoną rzecz. Dostrzegłam pod oknem coś małego, to komórka..

- Amii..!!

     Pobiegłam do jej pokoju, ale tu jej nie było, co dziwniejsze jej pokój był nietknięty. Przerażało mnie to bardziej niż jakby był zdemolowany, sprawdziłam swój, ale tutaj też nic, wszystko na swoim miejscu. Wróciłam do salonu i poczułam, ostry metaliczny zapach, był tak silny, że czułam go nawet w ustach. Im bliżej byłam kuchni tym zapach był intensywniejszy, gdy usłyszałam skomlenie przyspieszyłam kroku.

- Shadow – szepnęłam

     Stanęłam w progu kuchni. Nogi miałam jak z waty, a serce biło tak szybko jakby miało za chwilę wyskoczyć mi z piersi, to, co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach.To był koniec i początek.





Witam po długiej przerwie, dla mnie to była wieczność. Wybaczcie za opóźnienia, ale miałam blokadę twórczą, do tego brak czasu, i tak jakoś wyszło. Ale z waszymi blogami starałam się być na bieżąco :) Mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba. Ja jestem z niego bardzo zadowolona, postaram się jak najszybciej napisać VI roz. Liczę na wasze opinie i bystre oko, jeśli wyłapiecie jakiś błąd, albo coś wam nie będzie pasować, śmiało o tym piszcie postaram się temu zaradzić. Miłego czytania :)

Na ile oceniasz mój blog :)

A ty co robisz ?

Obserwatorzy

Translate

Layout by Yassmine