Obsługiwałam już ostatniego
klienta, a przynajmniej miałam taką nadzieje. Jeszcze tylko godzina i koniec. Dzisiaj
ruch był mały, ale i tak padałam z nóg, nie pomogły nawet trzy czarne jak
noc kawy. Ciało miałam jak z waty, a na dodatek, co chwilę zerkałam za okno
gdzie ostatni raz widziałam zakapturzonego. Nie widziałam nikogo takiego, ale i
tak cały czas czułam na sobie przenikliwy wzrok. Myślałam, że podpadam w
paranoję prześladowczą, jednak moja intuicja mnie nie zawiodła. Rzeczywiście
byłam obserwowana, przez dziewczynę. Siedziała samotnie przy stoliku pod
ścianą i nie spuszczała ze mnie wzroku. Najdziwniejsze było to, że nawet,
gdy ją przyłapałam na gapieniu się na mnie, nic sobie z tego nie robiła.
Myślałam, że na kogoś czeka, po czterech godzinach jednak zmieniłam zdanie. W
ciągu tych godzin wypiła sześć kaw i zjadła szarlotkę, próbowałam ją zagadać,
ale nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi. Po czwartej próbie dałam sobie z
nią spokój i wróciłam do swoich zajęć. Byłam tak pochłonięta pracą, że nie
zauważyłam końca mojej zmiany. Pożegnałam się z Demi, zanim jednak zamknęłam za
sobą drzwi spojrzałam jeszcze raz w stronę stolika, przy którym siedziała
rudowłosa. Spodziewałam się, że będzie mnie obserwować jak wychodzę, w końcu jak
tylko przyszła do „CafeMonn” śledziła każdy mój ruch, ale dziewczyny już nie
było, zlustrowałam wzrokiem całą kawiarnie… i nic, dziewczyna się ulotniła.To jakieś szaleństwo. Pomyślałam. Otuliłam
się ciaśniej płaszczem i wyszłam na chłodne powietrze.
Całą drogę do domu odczuwałam
dziwny niepokój, czułam w kościach, że coś się wydarzy. Musze zająć umysł czymś
innym. Wróciłam myślami do rudowłosej. Jej twarz wydawała się znajoma, a
jednocześnie obca. Była drobnej budowy, ale dobrze zbudowana, średniego
wzrostu, cera koloru kawy z mlekiem, drobny nosek, wąskie usta pomalowane
czerwoną szminką, gęste jasne rzęsy okalające duże szare oczy. Wyglądała jak
mały elf. Westchnęłam zrezygnowana, jeśli znów ją spotkam, przycisnę ją bardziej
i dowiem się, o co jej chodzi. Wróciłam myślami do teraźniejszości. Szłam
właśnie po schodach do swojego mieszkania, gdy przystanęłam na czwartym
piętrze, korytarz był pogrążony w mroku, Ostatnie promienie słońca wpadały z
okna za moimi plecami. Mój wzrok padł jednak na szczeliny u dołu drzwi. Dziwne. W żadnym mieszkaniu nie paliło
się światło, co dziwniejsze panowała niesamowita cisza. Zmarszczyłam brwi, może
nikogo nie ma? Zrobiłam krok w stronę pierwszych drzwi, aby się upewnić, jednak
Shadow mnie powstrzymał zagradzając mi drogę.
- Dobrze, już dobrze
wracajmy- Powiedziałam do niego. Raz
jeszcze spojrzałam na drzwi, przeszedł mnie dreszcz, ale nie z tych
przyjemnych.
- Popadam w paranoje.- Mruknęłam do siebie.
Pokiwałam głową i pobiegłam na
górę nie odwracając się już za siebie. Przy drzwiach czekał już na mnie Shadow.
Wpuściłam przodem czarną bestie. Ostrożności nigdy za wiele. Powiesiłam płaszcz
i spojrzałam na wilka, jednak nic nie dostrzegłam. Sierść leżała gładko na
grzbiecie, uszy luźno postawione. Ok, czyli w mieszkaniu jest wszystko w
porządku. Więc dlaczego nie mogę pozbyć
się tego dziwnego uczucia? Zapytałam się w myślach. Ruszyłam w głąb
mieszkania wołając Amii, po drodze zapalałam wszystkie światła w mieszkaniu. Nie
boję się ciemności, ale teraz zdecydowanie brak światła mi nie sprzyja. Przyjaciółka
jeszcze nie wróciła. W takim razie wezmę szybki prysznic i przebiorę się w dres.
Nie chcę siedzieć w pustym mieszkaniu, a szczególnie teraz. Sznurowałam właśnie adidasy, gdy zadzwonił mój iPhone, spojrzałam na
wyświetlacz.
- O wilku mowa- Na co
Shadow przekrzywił łeb. – Och, nie ty- Machnęłam na niego ręką.
Wróci za dwie godziny. Powinnam
być już w domu, ale na wszelki wypadek zostawię jej wiadomość w kuchni gdzie
jestem.
Wyszłam z budynku, wzięłam duży
haust powietrza i odetchnęłam z ulgą. Nie czułam się najlepiej sama w
mieszkaniu, do tego budynek stał się strasznie cichy, można pomyśleć, że cały
opustoszał. Ale to na pewno moja wyobraźnia płata mi figla. Wzięłam głęboki
wdech i wydech, wieczór jest dziś wprost idealny do biegania. Ruszyłam, więc
truchtem w stronę central parku z wilkiem u boku. Dawno nie biegałam,
dwadzieścia minut truchtem i już jestem na miejscu. Przystanęłam na sekundę,
aby wyrównać oddech i po chwili biegłam dalej. Spojrzałam kątem oka na Shadow,
aby upewnić się, że biegnie wraz ze mną. Wydawał się jakiś spięty.
Naglę bez żadnego ostrzeżenia
zaczął biegać wokół mnie i skakać, zachowywał się jak… szczenię. Musiałam się
zatrzymać, przez jego wybryki omal mnie przewrócił. Dawno takiego go nie
widziałam. Ostatni raz tak się zachowywał.. właśnie nie pamiętam, jakby
przełączył się na tryb szczenięcy, uśmiechnęłam się szeroko, bo wyglądał
naprawdę śmiesznie. Takie duże szczenię. Potarmosiłam go po łbie i dalej
zaczęłam biec, jego entuzjazm i dobra energia wpłynęłam na mnie natychmiast.
Przyspieszyłam do granic możliwości. Zimny wiatr szczypał mnie w policzki,
mięśnie nóg obudziły się do życia, po długim odpoczynku, biegłam najszybciej
jak mogłam. Po przebiegnięciu sporej odległości poczułam, że moje nogi dostały
już porządny wycisk, więc zwolniłam do truchtu. Nie mogłam napełnić w pełni
płuc powietrzem, piekły mnie żywym ogniem, więc zatrzymałam się. Zgięłam obolałe
ciało i oparłam dłonie na nogach, aby uspokoić oddech. Wdech nosem... wydech
ustami. Od razu lepiej. Gdy już uspokoiłam oddech i oszalałe serce wyprostowałam
się.
- Wow, tego było mi trzeba
Czuję się niesamowicie… lekka,
jakby wiatr wywiał cały niepokój z mojej głowy. Uśmiechnęłam się pod nosem,
cały ten dziwaczny dzień mam za sobą. Obróciłam się wokół własnej osi oby
zobaczyć gdzie podział się Shadow. Zmarszczyłam brwi, jest jakoś… spokojnie,
za… spokojnie, wytężyłam słuch. Nic, żadnego śpiewu ptaków, żadnych
szeleszczących gryzoni, nawet wiatr przestał wiać. Wszystko wokół mnie
zatrzymało się w miejscu, dosłownie. Widziałam wiewiórkę w połowie drogi na
następne drzewo, i liść, który nie wylądował całkiem na ziemi. Gdy go dotknęłam
zamienił się w proch. Przeszedł mnie dreszcz, a na karku poczułam kropelki
zimnego potu.
- Shadow..- szepnęłam
niepewnie – Shadow
Krzyknęłam i nic. Gdzie on się
podziewa do cholery. Ruszyłam w stronę, którą przybiegłam. Park wydawał się
mroczniejszy niż zawsze, nie mogłam opanować drżenia na całym ciele, jakbym
znalazła się w innym wymiarze. Stawiałam ostrożnie kroki, stanęłam na gałąź,
gdy pękła nie wydała żadnego dźwięku. Odskoczyłam jak oparzona. Ok to już jest
przerażające, otworzyłam usta, aby zawołać przyjaciela, jednak szybko je zamknęłam,
gdy kątem oka dostrzegłam jakiś ruch. Wypuściłam z sykiem powietrze.
- Na litość
boską! Przestraszyłeś mnie!
Omal nie dostałam ataku serca, to
jednak cieszy mnie, że się znalazł. Ruszyliśmy w drogę powrotną. Shadow szedł
przede mną, mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Stawiał ostrożnie łapy, uszy
czujnie postawione, a ciało gotowe, aby w każdej chwili skoczyć na napastnika.
Starałam się myśleć o czymś innym niż o tym, że cały park pogrążył się w
upiorną ciszę, potarłam energicznie ramiona, alby rozgrzać ciało i zająć czymś
ręce. Powinnam jak najszybciej wrócić do Amii. Spojrzałam znów na Shadow,
dopiero teraz zauważyłam, że jego pysk jest czymś pokryty.
- Ej …co ty masz na pysku? Choć tu do mnie
natychmiast!
Zrobiłam krok w jego stronę, a
on.. odskoczył ode mnie? Co się z nim dzisiaj dzieje? Zmarszczyłam brwi, popatrzyłam
w jego złotożółte ślepia, aby dostrzec, o co mu chodzi, jednocześnie powoli
zbliżałam się do niego. Muszę go złapać i przekonać się, co to jest. Miałam
jednak cichą nadzieję, że to nie jest krew. Patrzeliśmy sobie prosto w oczy jak
dwa dzikie zwierzęta. Nie spodziewałam się jakiejkolwiek porażki. No cóż musi
być ten pierwszy raz prawda? Czarna bestia czmychnęła obok mnie. Oczywiście na
moje niesamowite szczęście musiał pobiec w przeciwnym kierunku niż dom. Jak ja
go kocham. Wrzasnęłam zanim zniknął mi całkowicie z oczu.
Skrzywiłam się pod wpływem mojego
głosu. Na tle tej nie skazitelnie ciszy mój krzyk był dwa razy głośniejszy, ale
poskutkowało, wilk zatrzymał się i odwrócił łeb w moją stronę. Kłapną na mnie
zębami i zniknął mi z pola widzenia. Nie do wiary, ręce opadły mi wzdłuż
tułowia. Spojrzałam na drogę prowadzącą do domu. Czułam się jak rozrywana mała
laleczka, za jedną rączkę ciągnęła mnie Amii, żebym wracała do domu, a za drugą
Shadow. Westchnęłam głośnio i ruszyłam za uciekinierem. Mój wewnętrzny głos
krzyczał, że mam wracać do domu, jednak nie mogę zostawić wilka, a jeśli kogoś
zaatakował? Skąd ta krew na pysku? Nie dawało mi to spokoju, inaczej pobiegłabym
do domu i sprawdziła czy wszystko w porządku z Amii. Shadow zna drogę powrotną, ale wewnętrzny głos mówił mi, że coś się wydarzyło. Nawołując uciekiniera, jednocześnie
przekonywałam samą siebie, że w domu wszystko w porządku.
Krążyłam po parku dobre
trzydzieści minut, nogi miałam jak z waty, mój brzuch zaczął wydawać dziwne
odgłosy, jakby siedział tam mały potwór. Próbowałam się dodzwonić do Amii, ale
po czwartej próbie padł mi telefon. Wściekła na głupią baterie i na własną
głupotę, że przed wyjściem nie naładowałam baterii, wcisnęłam zbędny przedmiot do tylnej kieszeni spodni.
Omiotłam spojrzeniem jeszcze raz cały park, od tego nawoływania bolało mnie już
gardło, jakbym pomknęła papier ścierny.
Musze się napić, złapałam się za udo i… przywitała mnie pustka, oczywiście
wody też zapomniałam. Przetarłam dłonią twarz sfrustrowana. Przeszłam jeszcze
pięćdziesiąta metrów, gdy zobaczyłam jak za drzewa wyłania się moja zguba a za nim…
chłopak? Zmarszczyłam brwi, przeszło mi przez myśl, że to
ten sam, który mnie obserwował przed restauracją, ale im bardziej się do mnie
zbliżał, tym bardziej byłam przekonana, że to nie on. Nie wiedziałam, co ze
sobą zrobić, z jednej strony chciałam podbiec do chłopaka i sprawdzić czy
Shadow nie rzucił się na niego, czy sprać na kwaśne jabłko wilka. Po szybkiej analizie
nieznajomego stwierdziłam, że jest z nim wszystko w porządku żadna część ciała
nie została uszkodzona ani niczego nie brakowało. Wypuściłam do tej pory
wstrzymywane powietrze ze świstem, nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo
byłam zdenerwowana dopóki nie zauważyłam, że drżą mi dłonie, musiałam to ukryć,
więc skrzyżowałam je na piersi. Byłam zła na Shadow, zmarnowałam czas na
poszukiwania jego kudłatego tyłka. Zrobiłam wściekłam minę i całą uwagę
skierowałam na wilka, nie zwracając najmniejszej uwagi na obcego, powiedziałam.
- Shadow. W chowanego zachciało Ci się bawić? Do
reszty zwariowałeś?
Zrobił do mnie maślane oczy i
cichutko zaskomlił. Minęła chwila, gdy to nie za działało szturchnął mnie
delikatnie w nogę. Co to, to nie? Zazwyczaj te sztuczki na mnie działają, ale
nie dzisiaj. Dzisiaj przegiął do granic możliwość. A zrobił już dużo durnych rzeczy, które mu wybaczyłam.
- Daj spokój Shadow, dzisiaj to na mnie nie
podziała. Przeholowałeś. Wiesz jak się o ciebie martwiłam? A o zdartym gardle
już nie wspomnę, darłam się wniebogłosy, no, ale najwidoczniej masz problemy
ze słuchem… Obiecuję ci mój drogi, że jutro zobaczysz się z weterynarzem!
Na dźwięk słowa weterynarz,
drgnęły mu mięśnie. Wiedziałam doskonale, że bardzo się ich boi. Tak naprawdę nie
miałam zamiaru nigdzie z nim iść, zdecydowanie jeden raz mi wystarczy. Serio,
wolałabym już zostać zamknięta na dwadzieścia cztery godziny w jednym pokoju z Suzan.
- Choć już uciekinierze, wracajmy do domu.- Właśnie się odwracałam, gdy zatrzymał mnie obcy głos.
- Nie powinnaś tak go traktować. Jego przeznaczeniem
jest bronienie Cię, więc nie karz go za to, że dobrze wykonuje swe obowiązki.
Zastygłam z jedną nogą w górze.
Powoli odwracałam się w stronę chłopaka, zapomniałam o nim na śmierć. O mały
włos, a pacnęłabym się w czoło dłonią, jednak w ostatniej chwili opanowałam ten
cholerny nawyk, aby to zamaskować podrapałam się szybko po nosie. Miałam zamiar
go przeprosić za to, że mu nie podziękowałam za przyprowadzenie wilka, ale gdy
dotarło do mnie, jego słowa, zmieniłam zdanie. Zmarszczyłam brwi i podparłam
się pod boki.
- Słucham? Kim ty jesteś do cholery, obrońcą
zwierząt?
Spiorunowałam go wzrokiem,
jednocześnie starałam się nie zwracać uwagi jak bardzo jest przystojny i dobrze
zbudowany. Po jego aroganckiej postawie zgaduję, że jest świadom swojej
atrakcyjności. Z niewyjaśnionych powodów wkurzyłam się jeszcze bardziej.
- Wyrażaj się Summers.- Uśmiechnął się drapieżnie a jego idealne zęby błysnęły w mroku.
Nie wiedziałam, co na to
powiedzieć, na przemian otwierałam i zamykałam usta ze zdziwienia. Po jego
durnym aroganckim uśmieszku widzę, że jest zadowolony, z mojej reakcji. Szybko
wzięłam się w garść. Miałam ochotę przyłożyć w tą śliczną buźkę, więc
skrzyżowałam ręce na piersi, aby się opanować.
- Skąd.. skąd wiesz jak się nazywam..?
Chciałam odejść od niego jak
najdalej, lecz nogi odmówiły mi posłuszeństwa, jakbym była w ciele kogoś innego
i nie maiła władzy nad ciałem. Starałam się odwrócić wzrok. Kogo ja chcę oszukać, oczywiście, że nie
chcę przestać na niego patrzeć. Pomyślałam. Oczy same błądziły po jego
sylwetce. Szczupłe, ale nie za chude ciało, dobrze zbudowane, jak u sportowca,
wyraźnie widziałam jak pod skórzaną kurtką napinają się jego mięśnie. Wyglądał
jak czarny lampart gotowy do skoku, na bezbronna zwierzynę. A ja, na moje niesamowite
szczęście jestem tą zwierzyną. Spojrzałam na jego dłonie, tak mocno zacisną je
w pięści, że aż zbielały mu kostki. Sama już nie wiem, czego się najbardziej
bałam. Jego? Czy może potwora, którego uśpiłam kilka lat temu w sobie, a teraz
wyrywa się, aby wyrządzić chaos w moim życiu.
- Cóż.. księżniczko, znam cię lepiej niż ci się wydaję.
Spojrzałam na niego, zaskoczona.
Co on wygaduję? Zmarszczyłam brwi, pięknie kolejna osoba, która mnie zna, a ja
jej ani w ząb. Przyjrzałam mu się dokładniej, może już się kiedyś spotkaliśmy,
a ja tego nie pamiętam, wydawał się trochę znajomy? Krótko przystrzyżone blond
włosy, podłużna twarz, wystające kości policzkowe, nos z małym garbkiem, gęste
rzęsy okalały orzechowe oczy, mogłabym wpatrywać się w nie bez końca. Usta
idealnie kontrastowały się z karmelową cerą, dolna warga pełniejsza od górnej,
aż się prosiły, aby je pocałować. Uszczypnęłam się w dłoń, aby otrząsnąć się z
tego dziwnego zachwytu jego osobą. Musze trzeźwo myśleć. Poczułam jak coś ociera się o moją nogę,
spojrzałam w dół. Shadow. Uniosłam brwi, z zapytaniem, o co mu chodzi. A on
tylko spojrzał to na mnie to na chłopaka. Wariat,
pomyślałam. Pokiwałam przeczącą głową, doskonale wiedziałam, o co mu chodzi. Przeniosłam
wzrok z powrotem na obcego. Starałam się mówić obojętnym tonem. Coraz bardziej
byłam niespokojna. To, że go nie znałam nie znaczy, że chciałam go skrzywdzić.
- Posłuchaj! Po pierwsze, nie mów do mnie
„księżniczko”. Po drugie: Ja cię w ogóle nie znam, a skora ja Cie nie znam to
ty mnie tym bardziej, i szczerze nie mam zamiaru poznawać. Więc wybacz, ale
musimy przerwać tą „ miłą” pogawędkę.
Odwracałam się w drugą stronę,
musiałam jak najszybciej wracać do domu. Jednak chłopak nie miał zamiaru dać za
wygrana, złapał mnie za nadgarstek i odwrócił twarzą do siebie. Starałam się mu
wyrwać, jednak bez skutecznie, trzymała mnie w żelaznym uścisku.
- Puszczaj.. – wycedziłam
przez zęby.
Kręciłam nadgarstkiem na
wszystkie strony, aby dać mu do zrozumienia, że mam mnie puścić. Na pewno będę miała siniaki, pomyślałam
ze złością. Nagle poczułam to, straszliwy ból, jakby głowa miała zaraz mi
eksplodować, złapałam się za skroń i upadłam na kolana, czułam jak całe moje
ciało się trzęsie. Nie mogłam uwierzyć, że znów to się dzieje. Moje „ja”, które
uśpiłam dziesięć lat temu, znów daje o sobie znak, a ja nic nie mogę na to
poradzić. Dlaczego teraz? Pomyślałam.
Otworzyłam szeroko oczy, gdy poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Cały ból nagle
zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Zerwałam się na równe nogi, wyciągnęłam
dłoń, aby zostawił mnie, w spokój.
Nie chciałam zrobić mu krzywdy
naprawdę, ale byłam w takiej rozsypce, że nie potrafiłam nad tym zapanować.
Chłopak poleciał do tyłu wpadając na drzewo z ogromną siłą, upadł na ziemie jak
szmaciana lalka. Zakryłam ręką usta, aby nie krzyknąć. Nie mogę uwierzyć, że to
zrobiłam.
- Nie, nie, nie.. To nie możliwe!
Boże zabiłam go, ale.. przecież
potrafiłam nad tym panować. Przez tyle lat uważałam, panowałam nad tym, więc..
dlaczego teraz? Spojrzałam na swoje dłonie jakby na nich była wypisana
odpowiedź, przeniosłam wzrok na leżącą bezwładnie postać pod drzewem. Chciałam
podbiec do chłopaka, ale gdy zobaczyłam, że się poruszył, straciłam chęć do podejścia do niego. Jak to możliwe? Zanim zorientowałam się, co robię biegłam już w
stronę domu.
Drogi powrotnej w ogóle nie
pamiętałam, otrząsnęłam się dopiero, gdy stałam przed drzwi do mieszkania. Płuca
paliły mnie żywym ogniem, próbowałam pozbierać myśli, jednak bez skutecznie
cały czas miałam przed oczami scenę lecącego chłopaka, w kółko to samo.
Chłopak, drzewo, ziemia… chłopak, drzewo, ziemia. Jakbym przewijała cały czas
taśmę, nie mogłam pozbyć się tego obrazu. Ale najbardziej zadziwiające było to,
że po takim uderzeniu on.. się poruszył, byłam przerażona. Wiem głupia jestem,
powinnam się cieszyć, że chłopak żyje, ale jeśli przeżył to w takim razie, kim
albo raczej…. czym jest? Ta myśl nie dawała mi spokoju. Wzięłam parę głębszych wdechów,
muszę trzeźwo myśleć, nie mogę dać się ponieść emocją. Musi być jakieś
racjonalne wyjaśnienie. Prawda? Amii
na pewno jest już w domu, opowiem jej wszystko, będzie wiedziała, co zrobić z
tym fantem. Weszłam do mieszkania, przystanęłam w progu. Coś jest nie tak. Pomyślałam. Zapaliłam światło..
Cały salon był zdemolowany.
Potłuczona lampa leżała na podłodze, stolik nocny połamany, szklany stół w
malutkich kawałeczkach, wyglądał jakby ktoś na niego wpadł. Obrazy, kupione
przez Amii leżały w strzępach rozsypane po całym salonie. Wygląda jakby ktoś
się włamał i czegoś tu szukał, ale skoro to było włamanie, to, dlaczego cała
biżuteria leżała na podłodze, a drogocenne obrazy były w kawałeczkach..? Może
złodziej się rozmyślił? Shadow kręcił
się nie spokojnie po pomieszczeniu wąchał każdy kąt każdą zniszczoną rzecz. Dostrzegłam
pod oknem coś małego, to komórka..
Pobiegłam do jej pokoju, ale tu
jej nie było, co dziwniejsze jej pokój był nietknięty. Przerażało mnie to
bardziej niż jakby był zdemolowany, sprawdziłam swój, ale tutaj też nic,
wszystko na swoim miejscu. Wróciłam do salonu i poczułam, ostry metaliczny
zapach, był tak silny, że czułam go nawet w ustach. Im
bliżej byłam kuchni tym zapach był intensywniejszy, gdy usłyszałam skomlenie
przyspieszyłam kroku.
Stanęłam w progu kuchni. Nogi
miałam jak z waty, a serce biło tak szybko jakby miało za chwilę wyskoczyć mi z
piersi, to, co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach.To był koniec i początek.
Witam po długiej przerwie, dla mnie to była wieczność. Wybaczcie za opóźnienia, ale miałam blokadę twórczą, do tego brak czasu, i tak jakoś wyszło. Ale z waszymi blogami starałam się być na bieżąco :) Mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba. Ja jestem z niego bardzo zadowolona, postaram się jak najszybciej napisać VI roz. Liczę na wasze opinie i bystre oko, jeśli wyłapiecie jakiś błąd, albo coś wam nie będzie pasować, śmiało o tym piszcie postaram się temu zaradzić. Miłego czytania :)